Tazar train- podróż pełna wrażeń- cz.III

Na dworzec w Kapriri dotarłam 15 minut przed odjazdem pociągu. Tłum czarnoskórych turystów z niewyobrażalnymi torbami, zapakowanymi workami, walizkami itp. niecierpliwie czekał, aż zostaną otwarte wielkie drzwi na peron. Osobne drzwi kierowały podróżnych do pierwszej klasy a osobne do drugiej i trzeciej. Udałam się ku wielkiemu zdziwieniu wszystkich do klasy drugiej.

Pociąg był imponujący! Miał kilkanaście wagonów, odrapany ale dostojny.

1477917_681745951865925_1879411877_n.jpg

Kilka słów o Tazara train:

Tazara -to akronim z długiej nazwy: TAnzania ZAmbia Railway Authority, czyli krótko mówiąc- linia kolejowa tanzańsko- zambijska, rozpoczynająca swój bieg w Dar es Salaam, a kończąca się w New Kapiri Mposhi w Zambii, w tzw. Copper Belt – czyli zagłębiu miedziowym. Długość linii kolejowej wynosi 1850 km.

TAZARA została zbudowana ( i całkowicie wyposażona ) ogromnym wysiłkiem i nakładem kosztów przez Chińczyków w latach 1964 -1976, jako wyraz pomocy dla Zambii, która pozbawiona dostępu do morza nie mogła de facto eksportować swojej miedzi i innych metali.

Do 2001 roku miał miejsce wielki projekt zwany Projektem CE:4, a był on częścią programu pomocy kilku krajów ( m.in. Austrii, Szwecji, Szwajcarii itd. ) w ponownym “uzyskaniu“ przez TAZARA, po kilkunastu latach od jej zbudowania, dobrego stanu technicznego. Podniesiono wówczas znacznie jakość i parametry bezpieczeństwa linii.

W projekcie, który trwał do 2002 roku brali udział również Polacy (o czym dowiedziałam się w trakcie mojej podróży rozmawiając z pracownikami kolei, którzy z rozżewnieniem wspominali współpracę z Cześkiem i Staszkiem z Polski:)

Obecnie Tazara train pokonuje swoją trasę 2 razy w tygodniu w obie strony i ma chlubne miano jednej z najlepiej działających kolei afrykańskich.

1512764_681751795198674_2097630477_n.jpg

 

Tazara train ma 3 klasy. W pierwszej klasie, w każdym przedziale są tylko 4 miejsca i łóżka, świeża pościel i woda w toalecie. W klasie drugiej jest 6 twardych, rozkładanych na noc łóżek, toaleta (czyli dziura w podłodze) i- KOMPLETNY brak wody! (podobno czasami i w drugiej klasie bywa woda- tym razem nie było). Jest jeszcze trzecia klasa- tam nie ma przedziałów, w wagonie są krzesła, ludzie siedzą albo leżą na podłodze, wody też brak!:)

 

Jest też przedział restauracyjny. Można tam zakupić śniadanie, czyli 2 słodkie, czerstwe tosty z jajkiem sadzonym i zwiędłą kiełbaską oraz lunch i dinner, czyli ryż lub fufu (czyli pure a kukurydzy, o którym pisałam wcześniej) z kurczakiem (przynajmniej tak nazywał się ten kawałek suchego szkieletu obleczonego podpieczona skórą). Można też było kupić wodę butelkowaną, jako najcenniejszy towar w warunkach podróży bez wody w kranach i toalecie. Można więc było jakoś umyć zęby! Było też kilka gatunków piwa prosto z Zambii i Tanzanii, a te były przepyszne! :)

1465143_681757308531456_1677102334_n.jpg

Konduktor grzecznie sprawdził mój bilet i zdziwiony pokierował mnie w stronę drugiej klasy. Kolejne 20 minut zajęło mi znalezienie właściwego przedziału. Nikt nie wiedział co znaczą cyferki na moim bilecie, nawet konduktor:) W końcu zostałam przydzielona do przedziału numer 6. W klasie drugiej w każdym wagonie jest 6 miejsc, w moim było już 5 osób. Matka z dwojgiem dzieci, jej siostra i jeszcze jedna kobieta- oczywiście wszyscy czarnoskórzy. Matka owych rezolutnych dzieci aż się zadławiła kanapką widząc, że wchodzę do ich przedziału. Dzieci również były w szoku:)

1476408_681745088532678_1393084650_n.jpg

I tak zaczęła się moja fascynująca przygoda. Witness, matka Kukondy, 7-letniej dziewczynki z burzą warkoczyków na głowie i Domisana, 5-letniego chłopczyka, którego wszędzie było pełno, jechała z dziećmi i siostrą Zamirą do Zanzibaru, na ślub swojej drugiej siostry. Dla dzieciaków to była pierwsza podróż pociągiem w życiu, tym bardziej ekscytująca.

Początkowo rozmowy były zdawkowe i oficjalne: skąd jestem, po co jadę do Dar es Salaam, czym się zajmuję, no i oczywiście- ile mam dzieci:) Z upływem czasu rozmowy były luźniejsze, a między nami nawiązała się nić porozumienia, a może nawet i przyjaźni:) Dzieciaki były cudowne!

Mam wrodzoną sympatię do dzieci ( z racji zawodu pewnie), tak więc towarzystwo tego rozbrykanego rodzeństwa sprawiało mi wiele przyjemności- z wzajemnością:) Dla tych dzieciaków podróż z Musungu w jednym przedziale to była dodatkowa atrakcja. Kukonda ( w języku Suahili znaczy Love) po kilku minutach już siedziała mi na kolanach, a przez całą podróż plotła mi z moich długich włosów warkoczyki, na krok mnie nie odstępowała. Domisan natomiast skakał wciąż z jednego siedzenia na drugie, bardzo upodobał sobie mój aparat fotograficzny. Niezdarnie robił wszystkim i wszystkiemu zdjęcia. Rozmowy z Witness i jej siostrą nie miały końca:)

download.jpg

Muszę dodać, iż byłam atrakcją nie tylko mojego przedziału ( i wagonu). Ludzie z odległych wagonów przychodzili by ze mną porozmawiać, a że ja chętnie nawiązuję nowe znajomości- po pierwszym dniu chyba wszyscy znali Musungu z drugiej klasy! Matki z dziećmi przychodziły, by te mogły usiąść na kolanach białego doktora Musungu:)

1513220_681364931904027_1181904738_n.jpg

Drugiego dnia miał miejsce wypadek w III klasie. 4-letni chłopiec upadł i rozbił sobie głowę. Paskudnie krwawił, płakał, a że wszyscy wiedzieli, że w drugiej klasie jedzie biały doktor to tłumnie przynieśli mi zapłakane, zakrwawione dziecko. Jako że podróżuję zawsze dobrze przygotowana, to opatrzyłam profesjonalnie chłopca. Założyłam mu 4 szwy na czole, założyłam opatrunek. A wszystko to- na stole w przedziale jadalnym! Od tego czasu nie było osoby w pociągu, która by mnie nie znała i nie darzyła niekrytą sympatią:) A piwo w przedziale restauracyjnym miałam do końca podróży gratis:)

Tazara przemierza trasę z Zambii do Dar es Salaam w ciągu 3-4 dni ( granice czasowe umowne, jak to bywa w Afryce:). Zatrzymuje się często na wielu mniejszych stacjach, a prędkość rozwija niezbyt zawrotną. Jednak widoki, jakie można podziwiać w trakcie tej podróży, są CUDOWNE! rekompensują wszelkie niedogodności podróży.

996736_681346841905836_396374451_n.jpg

Można było stać całymi godzinami przy oknie i podziwiać. Wspaniała roślinność, rdzawo-czerwona ziemia Tanzanii, mijane przez nas wioski z zaciekawionymi mieszkańcami, tłumy dzieci machające nam z radością, biegnące za przejeżdżającym pociągiem...Stałam więc przy oknie godzinami, podziwiałam i machałam, bo radość to dzieciom sprawiało nieopisaną:) Podziwiałam i robiłam setki zdjęć.

1509301_681373968569790_985879107_n.jpg
1466269_681748898532297_838709964_n.jpg

Na każdym naszym postoju mieliśmy okazję kupić coś od lokalnych mieszkańców, którzy wyczekiwali Tazary godzinami. Kobiety z ciężkimi misami na głowach, pełnymi soczystego mango, przepysznych bananów, orzeszków. Były też czasem pieczone pączki i kurczaki:) Bardzo często podbiegały do okien dzieciaki proszące o coś do zjedzenia. Kupowałam więc w wagonie restauracyjnym co tylko się dało- ten lunch ( ryż z jakimś sosem i kurczakiem, tosty itp.) i dawałam przez okno szczęśliwym dzieciaczkom. Radości było co niemiara!

Gdy przychodziła noc był czas na mycie zębów wodą z butelki i szybkie zabiegi higieniczne nawilżającymi chusteczkami ( błogosławieństwo tego wyjazdu). Była jedna toaleta z miejscem prywatności i tłum podróżnych- więc trzeba się było bardzo spieszyć.

W nocy było względnie cicho, wszyscy starali się spać na twardych łóżkach klasy II ( na podłodze w klasie III). W tle turkotał pociąg, jak kołysanka. Wbrew pozorom nie było tak źle, pomimo twardego i wąskiego łóżka (moje było najwyżej, tuż przy suficie, trudno było się odwrócić na drugi bok, bo albo groziło upadkiem z wysokości na podłogę albo uderzeniem o sufit). Nocą przynajmniej było chłodniej. Po upale prawie 40-stopniowym w ciągu dnia, ten nocny chłód przynosił dużą ulgę.

996983_681296595244194_2051016603_n.jpg

Wczesnym rankiem Domisan budził mnie łaskotaniem w pięty i krzykiem „I've just woken up!:) I znów- czas na szybką toaletę, kawę w wagonie restauracyjnym i kolejną dawkę przepięknych widoków i przemiłych pogawędek:)

Drugiego dnia podróży około godziny 15, przekroczyliśmy granicę z Tanzanią. Celnicy sprawdzili paszporty, od turystów pobrali 50$USD za wizę, stempelek i bez zbędnych formalności, dalsza podróż.

Po przekroczeniu granicy zmianiły się nie tylko widoki za oknem ( równie fascynujące, choć ta rdzawo- czerwona ziemia Tanzanii urzekła mnie najbardziej) ale waluta jak oraz ceny. Przechodzimy na walutę tanzańska- szylingi. I znów inny przelicznik! Piwo znów kosztowało inaczej, śniadanie i kawa również ( około 1600 szylingów to 10 $USD, za 2000 można było kupić piwo, a za 1000 małą butelkę wody). Na granicy można było oczywiście wymienić walutę, co też uczyniłam od biegnącego przez wagony mężczyznę z plikiem waluty zambijskiej i tanzańskiej ( ze sporą stratą rzecz jasna, przelicznik nie był zbyt korzystny, wyboru jednak nie było).

1513221_681326008574586_1656325442_n.jpg

I tak minęły prawie 4 dni mojej fascynującej podróży przez Zambię i Tanzanię. Około godziny 2.30 w nocy z niedzieli na poniedziałek dotarliśmy do stacji Dar es Salaam. Byłam brudna, zmęczona, ale jakże spełniona i szczęśliwa! Przed rozpoczęciem tej podróży planowałam, iż po dotarciu do Dar es Salaam wezmę sobie jakiś dobry hotel, a tam dłuuugą kąpiel i odpocznę tuż przed wylotem do Polski ( bilet na samolot miałam na poniedziałek wieczór). Jednak plany nieco się zmieniły. Poznałam tak cudownych ludzi, którzy zaproponowali ( nie- nalegali!) bym zatrzymała się u nich. Obiecali, że ugoszczą mnie jak tylko mogą najlepiej. Niegrzecznie byłoby odmówić. Byli tak mili, tak przyjaźni i tak dumni ze swojej ojczyzny-Tanzanii, że wzięli sobie za punkt honoru ugościć mnie i pokazać mi swoje miasto na tyle, na ile będą w stanie przez ten niecały dzień.

1522243_684712481569272_1717429032_n.jpg
1521626_684713011569219_1890484204_n.jpg

Tak więc zabrali mnie lokalnym tuk-tukiem na obrzeża miasta, gdzie mieszkali- taki typ slumsów:) Dumnie pokazywali mi opustoszałe nocą miasto. Po dotarciu do ich skromnego mieszkania, wzięłam upragniony prysznic i zapadłam w kilkugodzinny sen w ciasnym pokoju, z dwoma siostrami i trzema kuzynkami mojego nowego przyjaciela Jacksona. Rano okazało się, iż Jackson jechał z Zambii do rodzinnego domu w pewnym konkretnym celu, o którym mi nie wspomniał, mianowicie na uroczystość pogrzebową swojej matki. Jego matka zmarła 40 dni temu, a teraz w myśl religii muzułmańskiej ( Dar es Salaam to kraj w dużej części muzułmański) cała rodzina zbierała się by świętować- taka stypa. Tak więc w gronie jego licznej rodziny, prawie 50-osobowej, byłam zaszczycona uczestniczyć w tej pięknej uroczystości! Dla rodziny Jacksona to była nie lada chluba, że zagościł tak niespodziewanie biały Musungu. Bardzo symbolicznie odebrali moje przybycie. ”Musungu” w języku suahili dosłownie tłumaczone jest jako „biały, zesłany od Boga”.

1509281_684713884902465_1747575294_n.jpg

 

Po uroczystości Jackson i jego przyjaciele wzięli mnie na długą wycieczkę po Dar es Salaam, pokazali mi zakątki, o których turyści nawet nie marzą.

W ostatniej chwili wpadłam na lotnisko. Z żalem i smutkiem, że czas wracać do domu...

 

 

 

 

Ta podróż to było przepiękne zwieńczenie mojej 6-tygodniowej wyprawy przez czarny ląd! Poznałam cudownych, życzliwych ludzi, nasyciłam się widokami, których piękno przerosło moje najśmielsze wyobrażenia! Emocji i wrażeń nie było końca. Utwierdziłam się w przekonaniu, iż ”I absolutely fell in love with Africa!” i że na pewno tam wrócę!

1501768_681735875200266_1940137671_n.jpg

I już teraz zapraszam do śledzenia moich kolejnych postów.
Zachęcam też do pozostawiania komentarzy.
Jeśli macie jakieś pomysły, sugestie co do kolejnych postów- piszcie śmiało:)